czyli o tym, jak to jest zostawić całe swoje życie poza sobą.
Wstałam dziś rano dosyć wcześnie jak na moje poranne pobódki. Wczoraj mialam ochotę nie iść do pracy zupełnie, ale pomyślalam, że lepeij wyjść niż siedzieć bezczynnie w domu. Dziś bardzo ciekawie rozmawiało się mi z panią Gosią. Dała mi zlecenie, aby zrobić aktualny wydruk z rejestru gruntu. Jak to powiedziała Pani inspektor "najciemniej zwsze pod latarnią" - chodziło, że jeden z projektantów brał mapę do celów projektowych z dnia 18 grudnia ubiegłego roku i do dnia dzisiejszego, czyli w przeciągu mesiąca okazalo się, że jest nieaktualna. Prawdopodobnie nie został naniesiony w każdym miejscu miasta aktualny podział działek i ich obecna numeracja.
Siedzę w domu i myślę o tym, że muszę dostac się jutro popołudniem na Roztocze, w miejce którego nie znam i że jadę na trzydniowe rekolekcje z ludźmi, ktorych nie znam. Umawiałam się ze swoja dobrą koleżanką, ale ona zachorowała i nie może przełożyć egzaminu więc jej nie będzie, a ja czuję sie jakbym zostawiała za sobą całe swoje życie, wsiadała do pociągu i rozpoczynała podróż niewiadomo dokąd z biletem w jedną stronę...